Dziń dybry!
Witam w Sierpniu Cierpniu, niech Wam kończyny zcierpną. To mroczna odsłona Kroniki Majowej. Nadal kronika, chociaż już nie w maju. Tamten blog był nasycony pozytywnymi rzeczami, ten niekoniecznie. Ba, nie może być! Sierpień CIERPIEŃ! Dziękuję Aleksandrze za rym. Nie wiem, w jakich okolicznościach powstał. Po prostu stało się.
Warto się jednak zastanowić, dlaczego sierpień to najbardziej cieprliwy z miesięcy. Weszłam w niego technicznie śpiewająco - spływem pontonowym. Jednak zaraz, zaraz, nie tak prędko! Paweł wpadł do wody. Mało? Pomyliłam hetmana z gońcem. Tyle się złego zadziało. Po tym uzasadnieniu nie macie prawa twierdzić, że sierpień nie jest pełen cierpień. Znaczy... Teoretycznie prawo nadal macie, lecz postaram się je ukrócić. Co jeszcze? Ach, sierpień... Niektórzy twierdzą, że styczeń jest gorszy, że to poniedziałek wśród miesięcy, ale się nie zgadzam. Na początku jest śnieg. A co oferuje sierpień? Deszcze na przemian ze skwarem. Do tego są wakacje... Wakacje w połowie! Cały czerwiec się czeka, w lipcu idzie się udławić z radości, a sierpień? Ten oferuje reklamy przyborów szkolnych i myśli z tyłu głowy. Tak, wakacje się kurczą. Przeciekają przez palce. Znikają. Bezpowrotnie, bo takich drugich już nie będzie. A w taki miesiąc na pewno zdarzy się wiele cierpień.
Mam nadzieję, że ktoś zechce śledzić zmagania. Szykujcie się na sporą dawkę antyuśmiechu. Co? Chcecie się śmiać? To uśmiechajcie się, stojąc na głowie.
Pozdrawiam każdego i nikogo,
Frytek